wtorek, 4 marca 2014

I sztuka uwodzenia.

Jeśli chodzi o podrywanie, kobiety są strasznie nudne. Zero polotu i fantazji, maksymalnie trzy utarte scenariusze powtarzane do wyrzygania. 
Nie to, co faceci... 

Szanowni państwo, dzisiejszy wykład poświęcimy typologii przedstawicieli płci męskiej, będących w trakcie procesu poszukiwania partnerki na całe życie (lub noc. albo pół). Zaprezentowane rozróżnienie oparte zostało o wyniki długoterminowych obserwacji, w jednym przypadku obserwacji uczestniczącej, oraz eksperymentów naukowych. 

Pocieszyciel
W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć jeden z kompromitujących epizodów z mojego życia.
Stoję na środku chodnika, zaciskam mocno usta i szybko mrugam oczami żeby się nie rozpłakać. Misja zakończona niepowodzeniem: właśnie stałam się jedną z tych dziewczyn, które ryczą publicznie. Kiedy próbuję wziąć się w garść i ścieram palcami łzy z policzków by pozbyć się dowodów porażki podchodzi on. Staje w bezpiecznej odległości, uśmiecha się lekko i podaje paczkę chusteczek.
- Wszystko dobrze? Nie ma co płakać, w końcu zawsze się jakoś układa.
Zażenowanie z powodu mojej słabości miesza się ze zdumieniem na widok całkiem ludzkich odruchów, za których wymarcie dałabym sobie rękę uciąć.
- Uspokoiłaś się? Już lepiej?
Kiwam głową i już chcę otworzyć usta żeby podziękować...
- Dobra, to super- nagle współczujący ton znika, zastępują go wyszczerzone zęby i lustrujące spojrzenie.- Może w takim razie dasz mi swój numer i byśmy gdzieś razem wyskoczyli, co?
Odruchy altruistyczne, ta?

Szanse powodzenia: Jeszcze jakiś miesiąc temu powiedziałabym, że raczej marne, jednak przyjaciel (M, dzięki za kolejną lekcję życia) wyprowadził mnie z tego błędu. Uwaga, uwaga: ta strategia działa.
Oczywiście nie we wszystkich przypadkach, bowiem kluczem do sukcesu (powtarzam, wedle głosu męskiego) jest cierpliwość i dobry tajming. O ile facet podchodzący do kompletnie obcej kobiety na ulicy ma niewielkie szanse, to zupełnie inaczej przedstawia się sprawa jeśli w grę wchodzi znajoma/koleżanka/przyjaciółka.
Prawda jest okrutna: lecimy na opiekunów i pocieszycieli, którzy chcą słuchać naszego marudzenia i służą ramieniem, w które możemy się wypłakać.

Desperat/ Bajkopisarz
Każdy zna lub znał takiego desperata (lub nawet kilku, gatunek ten stale powiększa swoją liczebność). Mój miał na imię Andrzej. Według snutych przez niego samego opowieści, lista zaliczonych panienek była długa jak rejestr skarg i zażaleń na PKP, a umiejętnościami zaspokajania kobiecych pragnień i żądz zawstydziłby nawet Casanovę.
Metody działania desperata opierają się głównie na polowaniu na najsłabsze ogniwo stada (w trakcie imprezy przysiądzie się do każdej dziewczyny, by zrobić rekonesans) i ataku w momencie, gdy ofiara najmniej się tego spodziewa.
Przedstawiciel tego gatunku zrobi wszystko, byle tylko zaliczyć: przysięgnie na srebra swojej babci, że jest bułgarskim księciem, odkryje w sobie miłość do szydełkowania lub wyplatania makatek, a nawet skomplementuje setne zdjęcie twojego kota, które podetkniesz mu przed oczy.
Powrót do natury to kolejna ze strategii uskutecznianych przez desperata, w której zauważyć można inspirację naszymi praprzodkami : obezwładnić przy pomocy maczugi, zaciągnąć za kłaki do jaskini. Z tą tylko różnicą, że w XXI wieku procenty sprawdzają się o wiele lepiej niż maczuga. I rąk nie trzeba brudzić.

Desperat Andrzej przyłapany na myciu prezerwatywy:
- No co?! Przecież nie zapełniłem!
True story.

Szanse powodzenia: Maksymalnie jakieś 5%, zależne wyłącznie od „otwartości” lub poziomu upojenia alkoholowego ofiary. Znaczy wybranki.

Pokrzywdzony przez los
Inaczej, odwrócony pocieszyciel. Strategia działania pokrzywdzonego opiera się na wzbudzeniu współczucia i dotarciu do pierwotnych kobiecych instynktów. Jego domeną są smutne oczy i łzawa historyjka o okrutnej dziewczynie, której oddał swoje serce, a ona przeżuła je, wypluła i przydeptała obcasem. 
Historia, najpewniej używana trzeci, szósty lub dwudziesty raz, zawsze okraszona jest zapewnieniami, że był dla niej czuły, opiekuńczy, romantyczny, delikatny etc. Wywód nieszczęśliwego romantyka obowiązkowo musi zostać zakończony sformułowaniami typu:„zawiodłem się na kobietach, one wszystkie są takie same”, „chyba nie będę w stanie pokochać nigdy więcej”.
Co w takim momencie rodzi się w głowie pocieszycielki? Dokładnie tak, challenge accepted! Uważasz, że ta niewdzięczna dziewucha była miłością twojego życia? Myślisz, że wszystkie kobiety są takie same i potrafią tylko ranić? Nie! Pokażę ci, że jestem inna, wyjątkowa. Sprawię, że zapomnisz o tamtej zdzirze i znów będziesz w stanie kochać!
Moja droga, właśnie sama wepchnęłaś się na jego haczyk.


Szanse powodzenia: dość duże. To nieprawda, że tylko faceci uwielbiają projekty teoretycznie niewykonalne. Zmienię tego faceta z niegrzecznego chłopca w niepoprawnego romantyka. Temu o lodowatym sercu i wierze w związki na poziomie -10, udowodnię, że jego przeznaczeniem jest szczęśliwe życie u boku żony i czwórka dzieci. 
Kobiety kochają takie projekty, a facet nawet za bardzo nie musi się starać. Większość roboty zrobi sama ofiara...

Cdn... 

wtorek, 25 lutego 2014

I Jezus w szpilkach za dwa tysiące.

Przechodząc obok H&M uderzyła mnie nagła potrzeba posiadania nowej torebki. (przecież umrę jeśli niczego sobie nie kupię akurat dziś. teraz. natychmiast.) Zamiast zdusić w sobie tego potwora pozwoliłam mu sobą zawładnąć i weszłam do sklepu. Proszę nie zadawać zbędnych pytań: to oczywiste, że spełnianie takich zachcianek to rzecz jak najbardziej wskazana dla osoby bezrobotnej bez perspektyw na szybkie znalezienie pracy.

Wchodząc po schodach na piętro poczułam, że ktoś przechodzący obok dość mocno trącił mnie barkiem. Przystanęłam i automatycznie obróciłam głowę. Nasze oczy spotkały się i przeszło mnie dziwne uczucie, że znam tę osobę. Może studiowałyśmy razem? Może chodziłyśmy razem na jakieś zajęcia? Może to znajoma znajomych, którą poznałam kiedyś na imprezie? Starałam się skojarzyć ją z jakimś wydarzeniem albo inną osobą, by przypomnieć sobie kto to do cholery jest i dlaczego wygląda tak znajomo. Powinnam się uśmiechnąć i udawać, że ją rozpoznałam? Powinnam powiedzieć cześć?
W trakcie retrospekcji, która miała miejsce w mojej głowie (nie)znajoma najpierw zlustrowała mnie od góry do dołu i skrzywiła się by na koniec rzucić mi pogardliwe spojrzenie i odejść.
A, czyli to by było na tyle.

Stojąc w kolejce do kasy ponownie się na nią natknęłam. Czekając aż pani przede mną zdecyduje końcu czy powinna kupić trzy koszule czy dwie jej w zupełności wystarczą (wystarczą, na litość boską! ) skorzystałam z okazji by przyjrzeć się (nie)znajomej jeszcze raz. Średniego wzrostu szczupła szatynka, małe oczy, niewielkie usta... NO CHOLERA JASNA! Przecież to ta popularna szafiarka! Blogerka modowa znaczy. Nic dziwnego, że twarz wydawała mi się taka znajoma.

Podeszła bliżej mnie, otoczona wianuszkiem dziewczynek w przedziale wiekowym mniej więcej 15-17 lat i zaczęła rozprawiać o czymś szalenie istotnym, jak delikatne różnice między odcieniami czerwieni albo idealna szerokość gumki od majtek.
- Kochane moje, naprawdę chciałabym zostać dłużej i opowiedzieć wam jeszcze więcej, ale muszę uciekać- zaszczebiotała, jednak pogodny i jak na mój gust trochę przesłodzony głos zniknął gdzieś pośród jęku zawodu jej słuchaczek.

Wyobraźcie sobie stojące przed wami wielkie pudło lodów miętowych. Albo ogromny kawałek sernika z herbatnikami i polewą toffi. Albo naleśniki z bananami, nutellą i syropem. Czujecie ten smak, słodki zapach wypełnia nozdrza a ślinianki pracują na pełnych obrotach. Już macie rzucić się na smakołyk, gdy nagle ktoś podbiega, zabiera wam wszystko sprzed nosa i ucieka śmiejąc się szaleńczo.
Tak, dokładnie taki wyraz twarzy miały te wszystkie dziewczyny.
- Naprawdę, podziwiam Cię że zrobiłaś taką karierę!
- Ale będzie można tu jeszcze kiedyś na ciebie wpaść, prawda?
- Kochana, przede wszystkim życzymy dużo siły! Żebyś mogła dźwigać te wszystkie torby z ubraniami!
- Oj tak! Do tego potrzeba dużo siły, hihihihi.

Boże mój.
Gdyby taki komentarz padł w tej chwili z moich ust mógłby być uznany za ironiczny albo odrobinę prześmiewczy. Zachciało mi się płakać, widząc, że to wszystko zupełnie na poważnie. Stały i wsłuchiwały się w jej słowa jakby to sam Jezus zstąpił z niebios by głosić słowo boże, nawracać i rozprawić się z grzesznikami.

Znów spojrzała w moją stronę. Tym razem to ja obdarowałam ją przeciągłym spojrzeniem i delikatnie wykrzywiłam usta w uśmiechu. Z perspektywy metr dziewięćdziesiąt plus.
Naprawdę, na zdjęciach wygląda na wyższą. I jakby bardziej foremną.


PS. Tak, wiem. Jestem tylko zazdrosna. Bo niepopularna. I marudna.