Przez
ostatnie pół roku w zasadzie nie pracowałam. A przynajmniej nie
pracowałam poza domem. Zajmowałam się głównie drobnymi zleceniami mniej lub bardziej związanymi z moimi zainteresowaniami zawodowymi: dużo pisałam, udzielałam korepetycji, pomagałam osobom trzecim w zdobyciu tytułu licencjata i magistra. A nawet raz zdarzyło się, że i inżyniera.
W
końcu jednak zaczęło mi to strasznie ciążyć. Chociaż nigdy bym siebie
o to nie podejrzewała, zaczęło mi brakować codziennego wstawania
przed 9 rano, wciskania się w bardziej odpowiednie ciuchy niż
powyciągany sweter i sprane dżinsy, brania udziału w tradycyjnym
porannym pośpiechu, nawet marudzenia na głupią pracę, głupich
współpracowników, głupich klientów i głupiego szefa. Dlatego
kiedy pod koniec ubiegłego tygodnia w końcu zadzwonił telefon i
pan o przemiłym głosie poinformował mnie, że zapoznał się z
moją aplikacją i z ogromną przyjemnością chce zaproponować mi
rozmowę w sprawie pracy na pełen etat, bardzo ciężko było mi
zapanować nad sobą i nie krzyknąć do niego „jasna cholera,
nareszcie!”. Wykonałam jeden z moich cichych tańców radości,
opanowałam się błyskawicznie i z pełną nonszalancją rzuciłam
do słuchawki „oczywiście, chętnie się z panem spotkam,
proszę tylko wyznaczyć termin”. Najważniejsze,
żeby nie wyczuł desperacji w moim głosie. Trzeba sprawiać
wrażenie zimnej i niedostępnej- to oni mają czuć, że pożądają
właśnie mnie.
We
wtorek wstałam o nieludzkiej (jak na moje obecne
standardy) godzinie. Wzięłam
długi prysznic mamrocząc do siebie, że dam radę, wcisnęłam się
w przygotowane poprzedniego dnia ubranie, a nawet ogarnęłam włosy,
którym zwykle nie poświęcam zbyt wiele uwagi.
Dopadł
mnie rzadko obecny w moim życiu stres. Aby go rozładować
postanowiłam pójść na obiecaną sobie triumfalną kawę jeszcze
przed rozmową. W zasadzie to całkiem rozsądne z mojej strony,
biorąc pod uwagę, że spotkanie mogło nie pójść po mojej myśli,
a wtedy kawa smakowałaby wyłącznie porażką.
Z
poczuciem czasu mam dość poważne problemy, więc kiedy w końcu
dotarłam do kawiarni mogłam wyłącznie chwycić ulubioną miętową
latte i przeklinając swoje nieogarnięcie wypić ją w drodze na
spotkanie. Zwykle idąc ulicą po prostu patrzę przed siebie i nie
zwracam uwagi na mijających mnie ludzi, jednak tym razem próbując
się uspokoić obserwowałam innych. Minęłam jedną grupę facetów
w kiltach. Moje myśli powędrowały do grupek azjatyckich turystów
w maseczkach higienicznych, które bardzo często napotykałam, gdy
tą samą trasę pokonywałam jeszcze za czasów studenckich.
Minęłam
drugą grupę facetów w kiltach. Przed sobą zauważyłam trzecią.
Zwolniłam na chwilę, głowiąc się skąd, do cholery tylu ich się
tu wzięło?! Usłyszałam za sobą głośne gwizdnięcie.
Zatrzymałam się gwałtownie, obróciłam i to był błąd. Chłopak
idący za mną wpadł prosto na mnie i wytrącił mi z ręki kubek
pełen gorącej kawy. Na moją najlepszą koszulę.
Nie
myśląc zbyt wiele rzuciłam na chodnik torbę i szybko ściągnęłam
ubranie przez głowę przeklinając soczyście. Planowane dobre
pierwsze wrażenie na potencjalnym pracodawcy właśnie poszło się
kochać.
Nie
udało mi się jej uratować. Co prawda szybko powycierałam kawę,
ale ogromna plama pozostała. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą
marynarki. Ani nawet żadnego swetra. Biorąc kilka głębokich
oddechów zarzuciłam na siebie rozpiętą koszulę i poszłam na
ścięcie. Przed samym wejściem do budynku wcisnęłam koszulę do
torby.
Sama
rozmowa poszła chyba nawet całkiem nieźle. Ubrany w garnitur facet
koło trzydziestki był bardzo miły. Doceniam również, że tylko
raz spojrzał wyraźnie rozbawiony na mój strój i starał się
zachować profesjonalizm.
-
Na pewno jeszcze się do pani odezwę- powiedział na koniec
spotkania podając mi rękę
-
Zawodowo czy prywatnie? - zapytałam z wyraźnym brakiem pewności w
głosie
-
A jak pani myśli?- uśmiechnął się szeroko patrząc na kobietę w
zdecydowanie eleganckiej spódnicy, szpilkach i koszulce na
ramiączkach upstrzonej małymi buźkami Hello Kitty.
Mecz
Polska – Szkocja podobno nie był zbyt spektakularny.
Biorąc
po uwagę zdolności naszej reprezentacji remis nie był powodem do
ogromnej euforii dla przybyłych do Warszawy Szkotów. Może
przynajmniej całkiem miłym wspomnieniem będzie rozbierająca się
na środku chodnika spanikowana dziewczyna.
Gdzie dają miętową latte? A te Heloł Kity nie prześwitywały Ci spod koszuli? Jeżeli nie, a koszula była biała, to koniecznie pisz, skąd ją wytrzasnęłaś :).
OdpowiedzUsuńJak kocha to zadzwoni :D. Trzymam kciuki.
Starbucks.
UsuńKoszula nie była biała, grafitowa i raczej z porządnego, nieprześwitującego materiału więc nie widziałam kompletnie nic złego w założeniu jedynej czystej koszulki jaką miałam na stanie...
O mój boże!! wiedziałam że to tak się skończy:D No czułam od początku posta:D
OdpowiedzUsuńMój pech i nieogarnięcie są tak cholernie oczywiste!
Usuńkawa przed ważnym spotkaniem to nigdy nie jest dobry pomysł. Ubawiłam się! :)
OdpowiedzUsuńA to w zasadzie taka moja tradycja jest. Przez całe studia przed każdym egzaminem wlewałam w siebie morze kawy. Jak coś poszło nie tak, to po egzaminie też- na pocieszenie :P
UsuńI co, odezwał się? :)
OdpowiedzUsuńJeszcze, podkreślam JESZCZE, nie. Ale się odezwie. Na pewno się odezwie ;)
UsuńHello Kitty jest boskie. Mam nadzieję, że dostałaś tę pracę.
OdpowiedzUsuńMogłam iść na całość i do kompletu założyć trampki z HK. I nauszniki. Jak szaleć, to szaleć- pełna stylówa.
UsuńPewnie to była kara. No wiesz, boska, za odzieżowy satanizm, wszak HK to narzędzie wszelkiego zua. Na kolanach do Częstochowy, a może jest jeszcze szansa dla Twojej duszy i nie spłoniesz ;).
OdpowiedzUsuńJak za młodzieńczych czasów przechodziłam bunt, nosiłam koszulki z czachami, jednorożcami wyłaniającymi się z ognia piekielnego nie pokarało, a teraz tak?!
UsuńCholernie niebezpieczna ta Hello Kitty...
ale do często zapraszam, wiosną jest miło.
UsuńZdarzyło mi się w życiu prowadzić parę takich rozmów od strony, nazwijmy to, pracodawcy. I uwierz do kobiety występującej przede mną z poważną, profesjonalną miną i w koszulce z HK oddzwniłabym na pewno. A juz na 100 % gdybym była 30 letnim facetem ;))
OdpowiedzUsuńNa telefon czekam do piątku, potem oficjalnie się obrażam :)
UsuńPo cichu liczę, że uznał to za działanie celowe, żebym lepiej zapadła w pamięć.