Przechodząc
obok H&M uderzyła mnie nagła potrzeba posiadania nowej torebki.
(przecież umrę jeśli niczego sobie nie kupię akurat dziś.
teraz. natychmiast.) Zamiast zdusić w sobie tego potwora
pozwoliłam mu sobą zawładnąć i weszłam do sklepu. Proszę nie
zadawać zbędnych pytań: to oczywiste, że spełnianie takich
zachcianek to rzecz jak najbardziej wskazana dla osoby bezrobotnej
bez perspektyw na szybkie znalezienie pracy.
Wchodząc
po schodach na piętro poczułam, że ktoś przechodzący obok dość
mocno trącił mnie barkiem. Przystanęłam i automatycznie obróciłam
głowę. Nasze oczy spotkały się i przeszło mnie dziwne uczucie,
że znam tę osobę. Może studiowałyśmy razem? Może chodziłyśmy
razem na jakieś zajęcia? Może to znajoma znajomych, którą
poznałam kiedyś na imprezie? Starałam się skojarzyć ją z jakimś
wydarzeniem albo inną osobą, by przypomnieć sobie kto to do
cholery jest i dlaczego wygląda tak znajomo. Powinnam się
uśmiechnąć i udawać, że ją rozpoznałam? Powinnam powiedzieć
cześć?
W
trakcie retrospekcji, która miała miejsce w mojej głowie
(nie)znajoma najpierw zlustrowała mnie od góry do dołu i
skrzywiła się by na koniec rzucić mi pogardliwe spojrzenie i
odejść.
A,
czyli to by było na tyle.
Stojąc
w kolejce do kasy ponownie się na nią natknęłam. Czekając aż
pani przede mną zdecyduje końcu czy powinna kupić trzy
koszule czy dwie jej w zupełności wystarczą (wystarczą, na
litość boską! ) skorzystałam
z okazji by przyjrzeć się (nie)znajomej jeszcze raz. Średniego
wzrostu szczupła szatynka, małe oczy, niewielkie usta... NO
CHOLERA JASNA! Przecież to ta popularna szafiarka! Blogerka modowa znaczy. Nic dziwnego,
że twarz wydawała mi się taka znajoma.
Podeszła
bliżej mnie, otoczona wianuszkiem dziewczynek w przedziale wiekowym
mniej więcej 15-17 lat i zaczęła rozprawiać o czymś szalenie
istotnym, jak delikatne różnice między odcieniami czerwieni
albo idealna szerokość gumki od majtek.
-
Kochane moje, naprawdę chciałabym zostać dłużej i opowiedzieć
wam jeszcze więcej, ale muszę uciekać- zaszczebiotała, jednak
pogodny i jak na mój gust trochę przesłodzony głos zniknął
gdzieś pośród jęku zawodu jej słuchaczek.
Wyobraźcie
sobie stojące przed wami wielkie pudło lodów miętowych.
Albo ogromny kawałek sernika z herbatnikami i polewą toffi. Albo
naleśniki z bananami, nutellą i syropem. Czujecie ten smak, słodki
zapach wypełnia nozdrza a ślinianki pracują na pełnych obrotach.
Już macie rzucić się na smakołyk, gdy nagle ktoś podbiega,
zabiera wam wszystko sprzed nosa i ucieka śmiejąc się szaleńczo.
Tak,
dokładnie taki wyraz twarzy miały te wszystkie dziewczyny.
-
Naprawdę, podziwiam Cię że zrobiłaś taką karierę!
- Ale
będzie można tu jeszcze kiedyś na ciebie wpaść, prawda?
- Kochana,
przede wszystkim życzymy dużo siły! Żebyś mogła dźwigać te
wszystkie torby z ubraniami!
- Oj
tak! Do tego potrzeba dużo siły, hihihihi.
Boże
mój.
Gdyby
taki komentarz padł w tej chwili z moich ust mógłby być
uznany za ironiczny albo odrobinę prześmiewczy. Zachciało mi się
płakać, widząc, że to wszystko zupełnie na poważnie. Stały i
wsłuchiwały się w jej słowa jakby to sam Jezus zstąpił z
niebios by głosić słowo boże, nawracać i rozprawić się z
grzesznikami.
Znów
spojrzała w moją stronę. Tym razem to ja obdarowałam ją
przeciągłym spojrzeniem i delikatnie wykrzywiłam usta w uśmiechu.
Z perspektywy metr dziewięćdziesiąt plus.
Naprawdę,
na zdjęciach wygląda na wyższą. I jakby bardziej foremną.
PS.
Tak, wiem. Jestem tylko zazdrosna. Bo niepopularna. I marudna.