wtorek, 25 lutego 2014

I Jezus w szpilkach za dwa tysiące.

Przechodząc obok H&M uderzyła mnie nagła potrzeba posiadania nowej torebki. (przecież umrę jeśli niczego sobie nie kupię akurat dziś. teraz. natychmiast.) Zamiast zdusić w sobie tego potwora pozwoliłam mu sobą zawładnąć i weszłam do sklepu. Proszę nie zadawać zbędnych pytań: to oczywiste, że spełnianie takich zachcianek to rzecz jak najbardziej wskazana dla osoby bezrobotnej bez perspektyw na szybkie znalezienie pracy.

Wchodząc po schodach na piętro poczułam, że ktoś przechodzący obok dość mocno trącił mnie barkiem. Przystanęłam i automatycznie obróciłam głowę. Nasze oczy spotkały się i przeszło mnie dziwne uczucie, że znam tę osobę. Może studiowałyśmy razem? Może chodziłyśmy razem na jakieś zajęcia? Może to znajoma znajomych, którą poznałam kiedyś na imprezie? Starałam się skojarzyć ją z jakimś wydarzeniem albo inną osobą, by przypomnieć sobie kto to do cholery jest i dlaczego wygląda tak znajomo. Powinnam się uśmiechnąć i udawać, że ją rozpoznałam? Powinnam powiedzieć cześć?
W trakcie retrospekcji, która miała miejsce w mojej głowie (nie)znajoma najpierw zlustrowała mnie od góry do dołu i skrzywiła się by na koniec rzucić mi pogardliwe spojrzenie i odejść.
A, czyli to by było na tyle.

Stojąc w kolejce do kasy ponownie się na nią natknęłam. Czekając aż pani przede mną zdecyduje końcu czy powinna kupić trzy koszule czy dwie jej w zupełności wystarczą (wystarczą, na litość boską! ) skorzystałam z okazji by przyjrzeć się (nie)znajomej jeszcze raz. Średniego wzrostu szczupła szatynka, małe oczy, niewielkie usta... NO CHOLERA JASNA! Przecież to ta popularna szafiarka! Blogerka modowa znaczy. Nic dziwnego, że twarz wydawała mi się taka znajoma.

Podeszła bliżej mnie, otoczona wianuszkiem dziewczynek w przedziale wiekowym mniej więcej 15-17 lat i zaczęła rozprawiać o czymś szalenie istotnym, jak delikatne różnice między odcieniami czerwieni albo idealna szerokość gumki od majtek.
- Kochane moje, naprawdę chciałabym zostać dłużej i opowiedzieć wam jeszcze więcej, ale muszę uciekać- zaszczebiotała, jednak pogodny i jak na mój gust trochę przesłodzony głos zniknął gdzieś pośród jęku zawodu jej słuchaczek.

Wyobraźcie sobie stojące przed wami wielkie pudło lodów miętowych. Albo ogromny kawałek sernika z herbatnikami i polewą toffi. Albo naleśniki z bananami, nutellą i syropem. Czujecie ten smak, słodki zapach wypełnia nozdrza a ślinianki pracują na pełnych obrotach. Już macie rzucić się na smakołyk, gdy nagle ktoś podbiega, zabiera wam wszystko sprzed nosa i ucieka śmiejąc się szaleńczo.
Tak, dokładnie taki wyraz twarzy miały te wszystkie dziewczyny.
- Naprawdę, podziwiam Cię że zrobiłaś taką karierę!
- Ale będzie można tu jeszcze kiedyś na ciebie wpaść, prawda?
- Kochana, przede wszystkim życzymy dużo siły! Żebyś mogła dźwigać te wszystkie torby z ubraniami!
- Oj tak! Do tego potrzeba dużo siły, hihihihi.

Boże mój.
Gdyby taki komentarz padł w tej chwili z moich ust mógłby być uznany za ironiczny albo odrobinę prześmiewczy. Zachciało mi się płakać, widząc, że to wszystko zupełnie na poważnie. Stały i wsłuchiwały się w jej słowa jakby to sam Jezus zstąpił z niebios by głosić słowo boże, nawracać i rozprawić się z grzesznikami.

Znów spojrzała w moją stronę. Tym razem to ja obdarowałam ją przeciągłym spojrzeniem i delikatnie wykrzywiłam usta w uśmiechu. Z perspektywy metr dziewięćdziesiąt plus.
Naprawdę, na zdjęciach wygląda na wyższą. I jakby bardziej foremną.


PS. Tak, wiem. Jestem tylko zazdrosna. Bo niepopularna. I marudna.  

36 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Która? : (

      Nie, wcale nie popełniłam literówki, pisząc jednosłowny komentarz.

      Usuń
    3. Rozwalasz mnie, Pusiu! :3

      Usuń
  2. Kobiety i jej potrzeby :D
    Ja nawet nie wiem o kogo chodzi, ale samo zachowanie wydaje mi się śmieszne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś popularna to musisz zachowywać się jak przystało na gwiazdę internetów.

      Usuń
    2. Fejm się musi zgadzać! :D

      Usuń
  3. No właśnie! Nie bądź taka... ;) Coś bym jeszcze powiedziała na temat zachowania, ale wyjdzie, że zazdrosna jestem. Więc dodam tylko, że to kwestia ogłady i charakteru, a nie popularności. Fajnie, jak się ma jedno i drugie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, nie powiem... ona nie lubi jak o niej w Internetach źle mówią ;)

      Usuń
  4. Ech. Przecież nie mogę znów opowiadać historii o tym, jak Kasia Tusk została moją sąsiadką, bo przecież powtarzam ją przy każdej możliwej okazji i pewnie powtórzę jeszcze nie raz.

    I nie słuchaj ich, nie zmieniaj się. Poza tym totalnie nie masz zadatków na zostanie blogerką modową {bo na popularną masz}. Za bardzo umiesz pisać. Ale że to w H&M było?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia Tusk została Twoją sąsiadką?! Miałam sporą lukę w przepływie informacji więc dla mnie to nowość!

      Bardziej obstaję przy tym, że nie zostanę blogerką modową bo nie umiem się ubrać. A z pisaniem to też różnie bywa, sama wiesz.
      Też się trochę zdziwiłam, w końcu H&M to taka sieciówka dla plebsu trochę. Chociaż akurat w tym jednym spotkałam już kilka "znanych" osób.

      Usuń
    2. To dawne dzieje, ale nie wiedzieć czemu uznaję tą historię za zabawną i naprawdę pisałam już kilka razy. Że wpadłam do szkoły za 30 sekund ósma i w tłumie znajomych krzyknęłam do koleżanki "Ty wiesz?! Dzisiaj spotkałam moją nową sąsiadkę, która mieszka u nas już dwa lata. I wiesz?! na wygląda dokładnie jak ta z mejklajfisier, jest bardzo podobna, to chyba ona!". Tylko bardziej głupio, teraz nie powiem jak, bo już nie myślę. I wtedy zostałam brutalnie uświadomiona, kto to blogerka modowa. Co ciekawe, pisałam już chyba bloga.

      Swoją drogą... Ta sąsiadka ma megaprzystojnego i uprzejmego chłopaka/partnera. No naprawdę! I ona go chyba trzyma pod kluczem. Raz widziałam, jak był poza domem. Raz. W ciągu ponad trzech lat.

      Usuń
  5. Pewnie masz na sobie jeszcze nieco pyłu sławy. (Nie mam zielonego pojęcia, o kogo chodzi #bycieleszczem.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera! Gdybym pomyślała o tak oczywistej rzeczy wczoraj nie poszłabym pod prysznic!

      Usuń
  6. Jak dobrze, że tu trafiłam dzięki Puszysławie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. O matko, nie. Nawet nie wiedziałam o jej istnieniu...
      Ja prosta, niemodna dziewczyna. Kojarzę tylko te, których wszędzie pełno.

      Usuń
  8. Maffashion? Haha ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. może trochę przybliż opis tej blogerki, bo jak nie deynn i maff to nie wiemy kto :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puff, naprawdę nie wiem co jeszcze mogę napisać. Jakieś 170-175 cm wzrostu, włosy jasny brąz. Śladowa ilość makijażu (faktycznie, na zdjęciach zarówno oczy jak i usta wydają się być większe).

      Usuń
    2. A na jaką literkę? :D
      Warszawianka rozumiem? Koleżanka Grumpy ze stolicy jest, czy coś mylę? :)

      Usuń
    3. Po chwilowej przeprowadzce na pomorze znów urzęduję w stolicy :)

      Usuń
  10. Czy "gwiazda" miała bluzkę w paski? Chyba też byłam świadkiem tej szopki. :p

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy ta blogerka była na zakupach z chłopakiem?

    OdpowiedzUsuń
  12. u mnie na ujocie instytut filozofii był w jednym budynku co socjologia. socjologia i filozofia były na jednym piętrze. na dole religioznawstwo, na samej górze kawałek botaniki, ale botanikowie zawsze się ukrywali za drzwiami na domofon i byli to głównie eksperymentatorzy (zawsze sobie wyobrażałam, że badają tam jakieś przełomowe odkrycia w nowoczesnej nauce, ale pewnie tylko patrzyli na roślinki pod mikroskopem). religioznawstwo było takie wiesz, zaniedbane nieco chociaż niektóre dziewczyny były ładne (no dobra, jedna była w miarę i miała grube włosy, ale się nie malowała i chyba jej nie zależało), ale nieważne. widać było kto studiował religioznawstwo. na naszym piętrze natomiast.. ojezu. dziewczyny z filozofii były raczej inteligentne niż atrakcyjnie ubrane. zawsze nosiłyśmy ze sobą książki i raczej nie chodziłyśmy na obcasach. natomiast socjologia.. o kurwa. torebeczki, szpileczki, kawa, błyszczyk.. zero książek, zero notatek (chyba, że na pendrajwie od kolegi). nie, żeby przemawiał przeze mnie hejt, bo naprawdę życzę im jak najlepiej w ich socjomediowym świecie, ale noszkurwa ja naprawdę nie wiem na czym mogły polegać te studia skoro najważniejszy był wygląd. szafiarki były dwie, jak na jeden instytut to dość dużo. zawsze było wiadomo kto studiuje co. taka historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To coś się musiało zmienić od khem, khem, moich czasów (niby tylko 6 lat, ale kto wie?). Na wyposażeniu tona notatek, drugie tyle kser (nie przesadzam, 2 cm bieżące tygodniowo), rano 2 minuty na makijaż, bo zajęcia od 8 do 20 (kto przy zdrowych zmysłach ustawił wykłady wspólne dla dziennych i wieczorowych o 18:30-19?!?!). Ale ja studiowałam za wyżu, 8 os/miejsce, przyjmowali 90 os. zamiast jak teraz 120, pięknisie rzadko się załapywały, albo po prostu cały limit lansu przypadający na mój rocznik wyczerpała Miss Małopolski. Bosz... przy każdym otwarciu przez nią buzi wstydziłam się za kobiety. Za facetów też trochę ("ej, ona wcale nie jest głupia, ma tylko taki styl bycia! I nogi ma... I cycki... A widziałaś jej fotki w bikini?...").
      Poza tym, wiesz, naprzeciwko jest historia sztuki, tam to dopiero jest lans i hipsterstwo (choć raczej w wykonaniu nielicznych mężczyzn).

      Usuń
  13. Szatniarka na Sz......Ta od mientowego księcia? :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. fajnie, że wróciłaś :)
    Marcela

    OdpowiedzUsuń