wtorek, 18 lutego 2014

I tajemnica pochodzenia.

Do mojego nagłego i trochę niespodziewanego bezrobocia mam stosunek dość ambiwalentny.
Pierwszą reakcją na podsunięty do podpisania papierek o wypowiedzeniu było „No, kurwa! Chyba sobie ze mnie żartujesz.”. Chwilę później trybiki w mózgu zaczęły pracować na pełnych obrotach i obmyślać plan jak zemścić się na tych cholernych... no, wiecie. Rozważałam naprawdę głupie rzeczy, począwszy od wystawienia środkowego palca i pójścia na L4, na udekorowaniu całego przybytku papierem toaletowym skończywszy. Dopiero nienależący do mnie głos rozsądku trzasnął mnie w twarz czterema słowami „no i po co?”. Dobra, wygrałeś, nie mam pojęcia po co. Złość przeszła w chwilową fazę względnie depresyjną, kiedy kilka dni później usłyszałam, że mimo okresu wypowiedzenia mam się w pracy już nie pojawiać.

Po wypiciu morza ginu i doprowadzeniu wątroby do stanu agonalnego przyszedł niestety czas zadać sobie to nieszczęsne pytanie „i co teraz?”. Jestem mistrzynią w obmyślaniu planów. Wystarczyła zaledwie jedna noc bym rozpisała sobie możliwości i opcje, od A do J. Niestety, problem polega na tym, że z wcielaniem planów w życie radzę sobie równie dobrze, co politycy z obietnicami wyborczymi, a gdyby to ode mnie zależało wykonywanie planu rocznego, towarzysz S. przewracałby się w grobie.

Przechodząc do sedna, zdecydowałam, że niech się dzieje co chce. Pewnie zaczepię się w jakiejś sieciówce albo będę nalewała piwo studentom, którym rzeczywistość jeszcze zbyt mocno nie dała po dupie. Oczywiście chwilowo, by dać sobie więcej czasu na poszukanie czegoś porządniejszego. Jeszcze nie dotarłam do etapu w którym umierają wszelkie ambicje, a projekt realizowania zawodowego wydaje się tylko obezwładniającym ciało kacem.

Jednak póki co... 

- Z książkami radzisz sobie lepiej niż z ludźmi, to praca idealna dla ciebie!- Adam trącił mnie łokciem kiedy przystanęliśmy przed drzwiami małej księgarni, na drzwiach której wisiała kartka z ładnie wykaligrafowanym napisem POTRZEBNA POMOC.
Zignorowałam w zamierzeniu odrobinę złośliwy, ale jakże trafny komentarz i kiwnęłam głową. W zasadzie co mi szkodzi, zapytać zawsze można.
- Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia- zagadnęłam do kilkunastoletniej dziewczyny, która siedziała za ladą przeglądając kolorowy magazyn.
- Yyy?- dziewczę rozejrzało się gwałtownie dookoła, wytrzeszczyło oczy, a jej brwi błyskawicznie schowały się pod grzywką nadając jej twarzy wyraz nieskalanego żadną myślą.
-Na drzwiach wisi kartka, że potrzebna jest pomoc. Tu, w księgarni- odchrząknęłam znacząco by odciągnąć uwagę od Adama, który musiał się błyskawicznie odwrócić by nie parsknąć śmiechem dziewczynce prosto w twarz.
- A... no to ten... babcia zaraz wyjdzie z zaplecza. To jej sklep, proszę chwilę zaczekać- wydukała w końcu. Najwidoczniej operacja zlokalizowania źródła zaburzenia procesu oglądania obrazków zakończyła się sukcesem. Uśmiechnęłam się do niej i pociągając za rękaw Adama zniknęłam między regałami książek.
- Matko bosko, co to za dziwny zapach?- pociągnął kilka razy nosem i wykrzywił się zakrywając pół twarzy szalikiem.
- Cebula. Cebula i rozczarowanie- omiotłam spojrzeniem półki z poradnikami pokryte warstewką kurzu i wystrzępioną wycieraczkę, która czasy swojej świetności miała jakieś dwadzieścia lat temu.
Nie zdążyłam powiedzieć ani obejrzeć nic więcej bo z zaplecza przydreptała niska staruszka w wyciągniętym swetrze, plisowanej spódnicy i nieproporcjonalnie wielkich okularach na nosie. Odetchnęłam, być może trochę uspokojona jej wyglądem przypominającym miłe bibliotekarki, które pamiętałam jeszcze z czasów dzieciństwa.
- Pani do ogłoszenia- dziewczyna wskazała na mnie palcem nie odrywając wzroku od magazynu.
Podeszłam bliżej i już miałam otworzyć usta kiedy w ziemię wmurowało mnie taksujące od góry do dołu spojrzenie starszej pani połączone z coraz mocniej zaciskającymi się wargami.
- Nieaktualne! Do wiedzenia!- burknęła tylko i zniknęła za zasłoną z koralików prowadzącą prawdopodobnie na zaplecze. Dziewczyna poleciała zaraz za nią zostawiając mnie na środku sklepu z dziwną myślą pod tytułem „co tutaj właściwie się stało?”. Odwróciłam się i już miałam wyjść kiedy moich uszu doleciało jeszcze:
- Przecież szukasz kogoś do pracy, babciu! Ja tu nie będę siedziała całe ferie!

- Tak, ale tej to źle z oczu patrzało. Tak po żydowsku! 

Ha! W końcu wiem skąd wziął się mój garbaty nos. Genów nie oszukasz. 

7 komentarzy:

  1. Rozważałam dwie opcje Twojego nagłego zniknięcia.
    1. Zemdlałaś na dobre {ale kto wtedy zablokowałby bloga?}.
    2. Przeczytał go ktoś z Twojej pracy.
    Ale nie trafiłam z żadną, nie? Zawsze możesz zostać blogerem.
    Ta pani na podwójnym zdjęciu po prawej Ty? Jak zwykłam mawiać - nos idealnie komponuje się z resztą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie trafiłaś.
      Profesjonalnym blogerem nie zostanę, brakuje mi predyspozycji. Porządnie ubrać się nie umiem, malować też nie. Żeby zostać lajfstajlowym brakuje mi polotu, większego skilla w pisaniu i siły przebicia i przede wszystkim chęci żeby nim być :p

      Wersja pro, w pełnym makijażu.

      Usuń
  2. Złoto. Gdzie można znaleźć tę wzruszającą księgarenkę? Na trasie 128? ;)

    Trzymam kciuki za szybkie znalezienie pracy. Pinionszki rzecz ważna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie, to na Końcu Świata, poza Warszawą.

      Usuń
  3. Cebula i rozczarowanie, to nasze narodowe perfumy!
    Ten drugi komponent wyczuwam od kilku miesięcy coraz wyraźniej w mojej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cebula to nuta głowy. Nutą serca jest powiew sandała.

      Usuń
  4. Masz lekkie pióro i sarkastyczne poczucie humoru, mieszanka idealna. Myślę, że powinnaś zarabiać właśnie na tym, a więc zamiast pracować w księgarni pisz książki :)

    OdpowiedzUsuń